Godziny otwarcia

 

Szczegółowe

godziny

otwarcia

Więcej

 

 

Dorota Gellner, Sanatorium, Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2015

Autorzy od lat oswajają dzieci z dolegliwościami wieku podeszłego. Pojawiają się książki o chorobie, niepełnosprawności, śmierci. Chory, otoczony wianuszkiem krewnych, leży na szpitalnym łóżku, trafia do domu opieki, traci kontakt z najbliższymi, wreszcie odchodzi. Są to sprawy ważne, trudne, niemal dla wszystkich z nas nieuchronne. Dobrze, że za pośrednictwem literatury trafiają do najmłodszych. Ich znajomość złagodzi ból dziecka, gdy przyjdzie mu zmierzyć się z cierpieniem bliskiej osoby lub pożegnać ją na zawsze.

Czasami zdarza się jednak, że chory wraca do zdrowia i… trafia do sanatorium.

Sanatoria cieszą się określoną sławą. To miejsca, gdzie kuracjusze nadwątlone chorobą siły regenerują nie tylko w gabinetach zabiegowych, lecz także na dansingach do białego rana i schadzkach w zacisznych parkowych alejkach. Wdają się w niewinne flirty i ogniste, choć krótkie – zazwyczaj trzytygodniowe – romanse. Jednym słowem, wiodą bujne życie towarzyskie.

O swawolach kuracjuszy krążą dowcipy – bynajmniej nie dla dzieci – i może dlatego nigdy nie stały się one tematem dziecięcej książeczki. Aż do teraz. Lukę tę wypełniła Dorota Gellner i udało jej się to znakomicie.

Poznajmy bohaterów Sanatorium. Prawie wszyscy zmieścili się na okładce. Na pierwszym planie szpakowaty pan z wąsikiem. To pan Jan – bawidamek i lekkoduch. Czule obejmuje panią Genię (korpulentna, tleniona blondynka w różu), z którą wywijał na wieczorku zapoznawczym, a na pożegnalnym poprosił o rękę. „W międzyczasie na tarasie” w noc upalną wypił pani Kasi (brunetka w bluzce w paseczki) całą wodę mineralną. Okazał się czuły na wdzięki panny Anny (też brunetka w niebieskiej sukience i białych koralach), ale wleciał do fontanny. Drugą ręką pan Jan przytula panią Elę (założyła turban i udaje Hinduskę)… zaraz, zaraz przecież jej też się oświadczył, na spacerze, w cieniu tężni! Obok pani w papilotach – to pani Tosia, figlarka, co chciała pomasować masażystę. Za nimi inni kuracjusze. Wszyscy stoją jak na pożegnalnym zdjęciu, niewątpliwie zdrowsi, ale też bogatsi w nowe doświadczenia i znajomości. Ot, typowi bywalcy Busków, Lądków i Ciechocinków.

Adam Pękalski, autor okładki i ilustracji, nie był dla nich zbyt łaskawy. Stworzył postacie lekko karykaturalne, ale subtelne chyba by tu nie pasowały. Ich poczynania – nie tylko romansowe, również lecznicze – ilustrują kilkanaście żartobliwych, wierszowanych historyjek, których dowcip opiera się na wieloznaczności słów i wyrażeń.

Niektórym książka może wydawać się zbyt frywolna dla maluchów. Razić może dwuznaczność opisanych w niej sytuacji. Ale skoro oswaja się dzieci z chorobą i śmiercią, po co ukrywać przed nimi, że dorośli mogą mieć ochotę na zabawę czy nawet chwilę szaleństwa? Czy babcia albo dziadek – na kartkach książek – mają zawsze niańczyć wnuki, gotować obiady i wspominać utraconą młodość? Czy kogoś zgorszy niewinny flircik pani Tosi z masażystą? Samo życie.

Książki łamią tabu i chyba kolejne zostało przełamane. Powstała zabawna książeczka do wspólnej lektury dziadków (niejednemu łza się w oku zakręci) i wnucząt. Brawo za pomysł i odwagę!

AB


 

Szukaj na stronie